Historia zatoczyła koło…
Nie, nie. To nie będzie tekst o tym, że idzie zima i opony lub koła trzeba na tę porę roku zmienić. Owszem, trzeba. Ale o tym może innym razem.
Początek lat 80. XX wieku, to m.in. kolejki na stacjach benzynowych w Polsce. Wtedy mówiliśmy „benzynowe”, nie paliwowe. I tak, ciepłe noce lub wieczory podczas letnich wakacji spędzaliśmy czasem w kolejkach po benzynę. Najfajniej było z kolegami, bo przy okazji się śmialiśmy i mieliśmy okazję sobie luźno pogadać.
Przeważnie w kolejce auto pchało się, żeby nie zużywać cennej benzyny. Wtedy nikt nie myślał, ile paliwo kosztuje. Szczęście było tak duże, że każdy wypełniał cały zbiornik „drogocenną” cieczą. Młodszych poinformuję, że wszystkie stacje (benzynowe) były państwowe, podobnie jak ceny na nich. I była tam jeszcze sprzedawana benzyna 78-oktanowa. Nie było zaś 98-oktanowej.
Po zatankowaniu, od razu jechaliśmy z kolegami na małą przejażdżkę. I tu ważna uwaga – dla nas „radochą” była sama jazda samochodem, który wtedy był dobrem luksusowym. Dzięki takiej nocnej akcji pierwszy raz w życiu mogłem usiąść za kierownicą i przejechać się samochodem. A był to Trabant 601… Wiem, nie ma się czym chwalić. Ale… Każde auto było luksusem i każdy chłopiec (mały i duży) chciał się przejechać. No i kto kiedyś jeździł Trabantem i zmieniał biegi tą śmieszną „klamką” umieszczoną przy kierownicy, ten wie, że to jest na początku bardzo skomplikowane. Tym bardziej dla kogoś, kto pierwszy raz sam prowadził samochód. Oczywiście jego właściciel, mój kolega (od kilkudziesięciu lat mieszka za Odrą), siedział obok i kontrolował wszystko. Czyli głównie zmianę biegów… Zakończę wstęp informacją, że wszystko działo się w WPKiW (Wojewódzkim Parku Kultury i Wypoczynku), na parkingu przy Stadionie Śląskim w Chorzowie.
Historia lubi się powtarzać
Gdy po około 40 latach od tamtych wydarzeń, śledzę w mediach kolejki do stacji paliwowych (teraz tak głównie mówimy) na Wyspach Brytyjskich, mam bardzo mieszane uczucia. Miłe wspomnienia z młodości zderzają się z koszmarem tamtych czasów, gdzie po większość artykułów, także tych pierwszej potrzeby, stało się w kolejkach. Widzę jednak jedną, zasadniczą różnicę. Nie widziałem wtedy nigdy kłótni w takich kolejkach po benzynę, o bójkach już w ogóle nie wspominając. Wówczas raczej staliśmy wszyscy w poczuciu solidarności (nie mylić z nazwą związku zawodowego), spragnieni benzyny, zmęczeni socjalistyczną gospodarką PRL.
Nie jest prawdą, że tylko Brexit jest temu winny. Chociaż w dużej mierze tak. Brakuje kierowców, transportu, dobrej logistyki. Nie ma firm zagranicznych, które przez lata znakomicie uzupełniały brytyjski system dystrybucji paliw płynnych. I nikt się nie pali załatwiać wiz i innych formalności na Wyspach…
Gdy zestawiam to z wieloma różnymi informacjami, wypowiedziami i zdarzeniami ostatnich lat w Polsce, ze zgrozą myślę, że moje dawne, młodzieńcze przygody znów mogą do nas wrócić. Na Wyspach też na początku mówiono, że nie ma mowy o Brexicie. My też słyszymy, że nie ma mowy o Polexicie… Od siebie dodam, że nikt też nie mówi o ewentualnym „Poloucie”, czyli wyrzuceniu nas, np. w towarzystwie Bratanków Węgrów, z UE kiedy pozostali jej członkowie dojdą do wniosku, że takie dwa „łobuzy” wcale nie są im potrzebne.
Wnioski płyną same…
Bądźmy Polakami mądrymi „przed szkodą” i nie dopuśćmy do tego, co się dzieje obecnie na Wyspach Brytyjskich. Tym bardziej, że statki z USA czy Bliskiego Wschodu mogą nie dopływać do nas na czas. Może warto by pomyśleć o wolnym rynku i konkurencyjnej cenie. Inni członkowie UE jakoś z Rosją czy Białorusią całkowicie stosunków nie zrywają, a czasem nawet wręcz przeciwnie… Optymiści powiedzą, że przecież niedługo wszystko będzie elektryczne, albo na wodór! Już wielu tak mówi. Zaś latem Szefowa KE Ursula von der Leyen przedstawiła propozycję „Fit 55“. To 12 dyrektyw wskazujących państwom członkowskim, jakie zmiany prawne powinny wprowadzić, żeby skuteczniej walczyć z emisją gazów cieplarnianych. A liczba 55 oznacza 55-procntową redukcję emisji gazów cieplarnianych do 2030 r. Koszty tego będą gigantyczne, o ile plan zostanie wprowadzony w życie.
I tu zgrzyt. Bo po pierwsze, para wodna, która wydziela się z rur wydechowych aut wodorowych też jest gazem cieplarnianym. Przy okazji warto się zainteresować tzw.
śladem węglowym produkcji czystego wodoru. Bo tylko taki w wyniku jego syntezy nadaje się do wytworzenia prądu elektrycznego, napędzającego pojazd. A ile słyszymy obecnie zachwytów nad tym paliwem…
Jest też drugi zgrzyt. Zupełnie przypadkiem, dzień po wystąpieniu Pani von der Leyen, jej rodak Peter Altmaier, obecnie Minister Gospodarki Niemiec, w oficjalnym wystąpieniu zapowiedział, że w 2025 r. mogą mieć kłopoty z zaopatrzeniem w energię elektryczną. Jak się to ma do elektromobilności, nie będę tu roztrząsał. Natomiast już teraz Niemcy dokonują interwencyjnych zakupów prądu w Polsce. Ten fakt był przywoływany przed niedawnymi wyborami u naszych sąsiadów za Odrą. „Zieloni” wypominali, że prąd z Polski jest produkowany głównie z węgla. Nie będę tu roztrząsał, jak to się ma do opinii jakoby zamknięcie Elektrowni Turów, to „spisek Niemców i Czechów, którzy chcą nam swój prąd sprzedawać”.
Pilnujmy więc, abyśmy nie stanęli znów w kolejkach po paliwo przed stacjami. Nie wierzmy też ślepo w „zbawienie”, jakie niesie elektromobilność. Pojawia się coraz
więcej opinii, choć są one na razie niepopularne, że w niedalekiej przyszłości, będą równorzędnie funkcjonowały różne rodzaje napędów, w tym także te tradycyjne. Czy ktoś udowodnił, że jeżeli ograniczymy emisję CO2 i gazów cieplarnianych, to skończą się, lub istotnie zmaleją, gwałtowne zjawiska atmosferyczne i związane
z nimi kataklizmy?
Więcej informacji i zdjęć w numerze 159 miesięcznika iAuto: [LINK]